4 lutego 2014

Walonki i spółka


Jeśli sądzisz, że nie zamarzniesz mając na nogach walonki, to… masz rację głosi w wolnym tłumaczeniu jedno z haseł, którymi w 2008 roku moskiewski oddział agencji Ogilvy promował sklep z tradycyjną rosyjską odzieżą i obuwiem. I choć sloganom reklamowym zdarza się mijać z rzeczywistością, w tym przypadku trzy wieki historii, dwa muzea (przynajmniej o tylu wiem) oraz pomnik mówią same: walonki i mróz to świetnie dobrana para. Początki ich znajomości sięgają XVIII wieku, ale mimo upływu lat ani mityczne rosyjskie mrozy zbytnio nie złagodniały, ani technologia produkcji charakterystycznie niezgrabnych butów nie zmieniła się znacząco. Podstawowym surowcem, z którego wyrabia się walonki ciągle jest owcza wełna – materiał o świetnych właściwościach tak termoregulacyjnych (pochłania i odprowadza wilgoć, a sam pozostaje suchy), jak i zdrowotnych (poprawia krążenie). To właśnie te cechy sprawiają, że jak najbardziej realna jest obietnica, która w reklamie wydaje się lekko podejrzana: a mianowicie ciepłe i suche stopy w mroźne dni.

Jak to jednak bywa z solidnymi produktami, nie można mieć wszystkiego - za bezdyskusyjne walory użytkowe walonki płacą wzornictwem, które przez wieki też niewiele się zmieniło (wprawdzie internety donoszą, że trwają prace nad modelem walonko-szpilek, ale póki nie zobaczę, nie uwierzę). Właściwa wełnie beżowa, szara bądź brązowa kolorystyka w połączeniu z formowaną z jednego kawałka cholewką daje prosty i surowy rezultat, który – nawet ozdobiony barwnym haftem - nie każdemu przypadnie do gustu. Jeśli nad estetykę przekładamy ciepłe stopy – żaden problem, jeśli jednak estetyka stoi na równi z nimi warto rozejrzeć się za młodszymi krewniakami walonek, których na rynku nie brakuje. 

reklama walonek, agencja Ogilvy, 2008 (źródło: adsoftheworld.com)


Jedną z najbardziej rozpoznawalnych marek, która swą popularność zbudowała na owczym runie jest Emu Australia. Jej botki i kozaki ocieplane wełną australijskich merynosów pojawiły się w szerokiej dystrybucji w 1994 roku, ale sama idea tego typu obuwia jest nieco starsza – sięga co najmniej lat 70. XX wieku i problemu marznących stóp… wąskiego grona surferów zmagających się z falami także w chłodniejszej połowie roku. Projekt ciepłych, wodoodpornych i łatwych do włożenia butów surferskich szybko zyskał aprobatę nie tylko sportowców z antypodów, ale i pospolitych zmarźluchów, w tym hollywoodzkich gwiazd. Oprócz licznego grona mniej i bardziej sławnych zwolenników dorobił się jednak równie licznego grona przeciwników, dla których koronnym argumentem przeciw Emu była – podobnie jak w przypadku poczciwych walonek - estetyka, a właściwie jej brak wyrażający się m.in. bezkształtną cholewką, zupełnie płaską podeszwą z pianki, załamującymi się zapiętkami, ograniczoną kolorystyką i ogólnym wrażeniem włożenia na nogi za dużych butów. Dziś takie głosy powoli tracą na znaczeniu - rodzina Emu Australia ciągle ewoluuje i nie gubiąc swoich zasadniczych cech staje coraz bardziej zróżnicowana, a zarazem – nie bójmy się powiedzieć tego głośno! - coraz ładniejsza, czego przykładem są choćby modele Paterson odróżniające się od starszych braci znacznie drobniejszą sylwetką, smuklejszymi noskami, wodoodporną membraną oraz dodatkiem włókna szklanego mającego za zadanie trzymać w ryzach zapiętki.

zdjęcie: Emu Australia, model Paterson Lo

Jeśli mimo tych zmian stara-nowa estetyka rodem z Australii nadal do Was nie przemawia, proponuję rozejrzeć się na rodzimym rynku, gdzie również nie brakuje pomysłów na ciepłe obuwie z owczą wełną w roli głównej. Jedną z najciekawszych (i wspominanych już niegdyś przez mnie) marek w tym segmencie jest opierająca się na podhalańskich tradycjach i wełnianym suknie Etnopia. Zimowe botki i kozaki jej projektu nie tylko świetnie chronią stopy przed chłodem, ale także wyróżniają się zgrabną linią oraz kolorowymi połączeniami sukna i skóry naturalnej. Co więcej, buty Etnopii nie są wytwarzane masowo, lecz na zamówienie – dzięki temu są idealnie dopasowane zarówno do stóp, jak i gustu (możliwość modyfikacji kolorystycznych) przyszłego właściciela.

źródło: http://etnopia.com/

Inną podhalańsko-wełnianą propozycją na mrozy są Relaksy – kozaki marki Wojas wzorowane na kultowym obuwiu Polski Ludowej. Od oryginałów sprzed lat odróżnia je przede wszystkim rodzaj użytych w produkcji materiałów, w tym zastąpienie ocieplającej wnętrze cienkiej pianki grubą wełną. Dzięki niej buty zdecydowanie zyskały na jakości, ale ich uroda nadal pozostaje dyskusyjna (więcej na ten temat w notce Czas Relaksów)… przynajmniej dopóki termometry nie pokażą minus 40 stopni Celsjusza ;-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz