Kilka dni temu korespondent jednej ze stacji radiowych pół
żartem, pół serio donosił, że choć do Francji zawitała już jesienna aura, to
stylowe mieszkanki Paryża wcale nie zamierzają ukrywać eleganckiego obuwia
nosząc kalosze czy inne gumowe buty. Mnie od Paryża dzielą setki kilometrów, kilka(naście)
stopni Celsjusza oraz wybrakowane chodniki, więc w poświęcaniu butów i stóp na
deszczu w imię elegancji sensu najmniejszego nie widzę. Nie widzę też niestety
w polskich sklepach prawdziwych kaloszy.
Bo prawdziwe kalosze to ani kolorowe Huntery, ani słodkie
Melisski, ani nawet wariacje na ich temat. Prawdziwym kaloszom znacznie bliżej
do obszernych klapek/balerin niż do butów z wysoką cholewką, ponieważ to nic innego jak znane od zamierzchłych czasów ochraniacze zakładane
nie na gołe stopy, lecz na obuwie (historia wywodzi je od średniowiecznych
galijskich drewniaków, a rewolucyjne zmiany w wyglądzie zafundował im dopiero XIX
wiek i wulkanizowana guma Charlesa Goodyeara). Zanim pomyślicie, że chęć
noszenia podwójnych butów rodem z dalekiej przeszłości to ani chybi fanaberyjny efekt mojego postępującego
butoholizmu, zobaczcie co znalazłam w czeluściach internetów.