Dwie pary butów, bez których nie wyobrażam sobie swojej szafy to klasyczne czarne szpilki i klasyczne czarne Conversy. Jedne i drugie służą mi już kilka dobrych sezonów i o ile po skórzanych czółenkach niewiele owo wysłużenie znać, o tyle wygląd tekstylnych Conversów już na pierwszy rzut oka zdradza (niestety) ich bogatą przeszłość. Lekko pościerane i na amen przybrudzone podeszwy, cienkie sznurówki, guma nosząca się z zamiarem popękania oraz materiał tu i ówdzie przetarty i do tego w kolorze, któremu po wielu praniach bliżej do popielu niż czerni... Powoli zaczynałam oswajać się z myślą, że czas zastąpić te najwygodniejsze buty świata nowym modelem. Po obejrzeniu aktualnej kolekcji Converse nie jestem już jednak tego taka pewna.
źródło: Grazia
Wszystko za sprawą debiutującej w tym sezonie linii Well
Worn, na którą składają się nowe, ale bynajmniej na takie niewyglądające egzemplarze
kultowych Chuck Taylor All Stars. Marka Converse postanowiła nam bowiem
zafundować stylistyczną niespodziankę w postaci trampek fabrycznie postarzonych, czyli po prostu… spranych i
przybrudzonych.
Ideę nadrzędną tego projektu rozumiem doskonale (odwołanie do
wygody (z)noszonych, dobrze rozchodzonych butów), ale w namacalnej formie jakoś
do mnie nie przemawia – cóż to bowiem za pomysł, aby historię moich CONVERSÓW
pisały nie zaliczone w nich koncerty, wycieczki i inne wyjścia, lecz maszyny w
fabryce?! Z drugiej jednak strony ta nowa-stara propozycja sprawia, że zdecydowanie cieplej myślę o
moich leciwych gwiazdkach – skoro bowiem sklepowe półki podbijać będzie obuwie
nie pierwszej świeżości, to chyba szkoda odsyłać je właśnie teraz na obuwniczą emeryturę... :-)
źródło: Converse
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz